sobota, 29 października 2011

uchohuho

Halo, jest tu ktoś, kto zbiera takie specjalne dwuzłociaki?
Mam kilka do wymiany - z Miłoszem i ze Strzemińskim.
Przypomniały mi się od razu wspomnienia Niki Strzemińskiej o jakiejś przyjaciółce Kobro, której Strzemiński bardzo nie lubił. I chociaż ona się starała o to, żeby jednak się do niej przekonał, to przez te starania szło im coraz gorzej.
Pewnego razu, kiedy o czymś mówił, odpowiedziała: to, o czym mówisz nie ma ręki ani nogi! (a on właśnie nie miał jednej ręki i jednej nogi...).
Bardzo to autentyczne, bo sama mogę potwierdzić, że są takie osoby, wobec których mogę się starać i starać, i ta druga strona też może się starać i starać, aż dojdzie do jakiegoś żenującego faux pas i na tym starania się kończą.
Pozdrawiam wszystkich, których lubię z natury i z wzajemnością :)

czwartek, 27 października 2011

mmmm

A teraz trochę o moim uzależnieniu - jedzeniu.
Chciałabym polecić wszystkim odwiedzenie pewnego miejsca, do którego ostatnio spaceruję prosto z pracy. Zresztą, zbyt często - w ciągu kilku dni byłam tam 3 razy.
Uwielbiam zapychać się słodyczami - oto powód!
Otóż w Arkadach jest Marks & Spencer. Za parawanem niezbyt atrakcyjnych ubrań znajduje się  dział spożywczy :D
Ceny nieco wysokie, ale jeśli jakieś sprawunki i pomyślunki zaprowadzają kogo w te strony, zawsze powinno się sprawdzić, czy aby czego nie przecenili.
Ostatnio kupiłam tam takie pyszne ciasteczka (40 dag za 2,25 złociaka!)
Wróciłam po nie po 2 dniach.
A skoro jutro też jest dzień... ;>







Jeszcze tam leżą! :D

niedziela, 23 października 2011

grzańce połamańce

ostatnio przychodzę w gości, a raczej w gościa, albo gościówę (tzn ja byłam gościówą u gościa)
a tu grzane wińsko

to jest to, co chyba każdy lubi w sezonie jesienno-zimowym, chociaż w okolicach marca goździki i pomarańcze wychodzą już uszami i paszkami.

wyszłam dziś z domu w kozidrakach, czyli moich jasnych butach Beti Kozidrak style, których nabycia nie mogę sobie wybaczyć.
Na poniższym zdjęciu porównanie nogi w normalnym bucie z nogą w kozidraku. Obie nogi nie moje, a Unduli.


Za każdym razem kiedy je zakładam, wmawiam sobie, że nie są takie złe. Ale potem przychodzę do pracy, otwieram szafę i widzę w lustrze jakąś inną osobę. Wydaje mi się wtedy, że mam na imię Roxana, Renata, albo Eryka.

piątek, 21 października 2011

a teraz zagadka

co to i gdzie to?


podpowiedź: to nie jest teatr ani opera :D

przy okazji proszę zwrócić uwagę na zimowy klimat wnętrz i urocze sezonowe wykładziny mmm

poniedziałek, 17 października 2011

VVVVVVVVVV

Ostatnio wzięło mnie choróbsko, ale postanowiłam uleczyć się sama i chodziłam ubrana w jakieś dziwne ciuchy, tworzące substytut całodobowej kołdry.

W ramach doraźnej działalności misyjnej chciałabym Was przestrzec przed pewną polską produkcją filmową. wczoraj na lekkim spontanie udaliśmy się na nowy film Koterskiego, który miał być w stylu Dnia Świra, a był w stylu dnia niekończącego się suchara. Ta pożal się Boże komedia to relacja z nieznanej nikomu trasy, którą przemierza dwóch panów. Przez całą drogę rozmawiają o kobietach i co pół godziny mówią coś, co ewentualnie może rozśmieszyć.

Piszę to na wypadek, gdyby komuś, tak jak mi, przeszło przez myśl, że ten film może być śmieszny. Można spokojnie ograniczyć się do obejrzenia trailera.

Byłam też ostatnio w dawnej Warszawie, czyli DCF i jest naprawdę świetnie. Nie ma dzikich tłumów, wnętrza są odnowione ze smakiem a zewnętrza mają ciekawe wywijasy. Byłam chyba w tej najmniejszej salce i ekran jest niewielki, ale za to wszystko widać bardzo wyraźnie, i, co teraz w kinach się nie zdarza - nawet jak usiądzie się z przodu to da się oglądać, no i dźwięk jest nastawiony zgodnie z "możliwościami słuchowymi" przeciętnego człowieka.
Aha, a byłam na Ki i to akurat warto zobaczyć :)


wtorek, 11 października 2011

_-_-_-_-_

aparat mi się zepsuł i nie mogę wykonywać pluszakowych stylizacji! :O
myślę nad kupieniem sobie jakiegoś lepszego, ale wtedy musiałabym go wziąć na raty
poza tym nie mam szczęścia do aparatów: 2 zostały zgubione (moje, ale nie przeze mnie) a z ostatnim coś się stało, zoom szaleje i robi rozmazane zdjęcia.
To może posłużę się starymi zdjęciami.
Mam ochotę pojechać na wycieczkę.
Rok temu byliśmy z M. we wsi blisko Bystrzycy Kłodzkiej w bardzo ładnym domu i bardzo ładnej okolicy:



















Chociaż może na razie lepiej sobie odpuścić wycieczkę, bo tak można co najwyżej zjeżdżać na błocie





Na wybór noclegu mają u mnie wpływ wspomnienia wycieczek klasowych spędzanych w obskurnych pensjonatach będących peerelowską wariacją stylu zakopiańskiego, zapewne z lat 70., miejsc w których nie dało się zasnąć, bo myśl o tym ilu ludzi już tam było i że chyba po żadnym nie sprzątnięto nie pozwalała zasnąć.
Apogeum syfu stanowił z pewnością wyjazd do Warszawy (2004) na wystawę Transalpinum. Nocowaliśmy chyba w przytułku dla ubogich, bo pamiętam, że od razu uznałyśmy, że tam nie śpimy a zamiast tego postanowiłyśmy jeść przez całą noc :D

piątek, 7 października 2011

klątwa jednodniowa

We wstawaniu lewą nogą coś jednak jest. Od dawna żyję w przekonaniu, że to, co przydarzy mi się rano determinuje bieg kolejnych wydarzeń aż do końca dnia. Na przykład jeśli założę rajstopy i zobaczę w nich dziurę, to wiem, że dziś wszystko będzie trochę gorsze niż myślałam ;). I zaglądam do portfela a tam 10 zł mniej niż przypuszczałam, idę do kina a bilet jest droższy itd. Oczywiście sama to sobie trochę programuję w mózgu, ale ale.

Przez ostatnią środę byłam przodownikiem opozycji autobusowej walczącej z tyranem ukrytym w ciałach pozornie nieszkodliwych seniorek. Wolę się o tym nie rozpisywać, bo do teraz się denerwuję. W skrócie: 2 baby z wózkami na kółkach w kratkę, jadące o 7.30 rano na stragan po marchewkę zaczęły agitować. Włączyłam sobie muzę, ale one były coraz głośniejsze i, niczym nie mające co ze sobą zrobić dresy, szukały zaczepki. Usłyszałam tylko słowa klucze: pis, kościół, młodzi, aborcja, eutanazja...

Jakos nikt nie reagował więc zaczęły jeździć po pasażerach, że myślą, że one są moherami.
W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam je o to, żeby rozmawiały trochę ciszej, bo ludzie chcą w spokoju dojechać do pracy. Wtedy rozpętało się piekło. Na szczęście jeden pan mnie wsparł i wspólnymi siłami uciszyliśmy babska. Ale one dalej mówiły...i to o mnie: MŁODZI NIE CHCĄ ROZMAWIAĆ I TAKA DZIEWCZYNA INNYCH UCISZA, BO U NIEJ W DOMU SIĘ NIE ROZMAWIA. AAAAAAAAA krew mnie zalała, i jak wysiadałam to powiedziałam im kilka słów i baba mnie PRZEPROSIŁA hoho.

Jestem osobą starającą się żyć spokojnie, ale czasem nie mogę pozostać obojętna wobec takiego chamstwa, o nie!
Oczywiście musiałam wypalić faję, bo przez kolejne pół godziny serce mi biło ze wściekłości. Ale i tak myślę, że wygrałam z nimi debatę przedwyborczą, mimo że nie powiedziałam ani słowa o polityce ;)

W drodze powrotnej pomogłam pani wynieść wózek, czego nie zrobił żaden z chłopców stojących obok, a potem oswobodziłam staruszkę przytrzaśniętą drzwiami, krzycząc do kierowcy, żeby je otworzył.
To wszystko nie działo się przypadkiem. Dlatego tego dnia postanowiłam już nie wsiadać do autobusu.
Poszłam do domu i zasnęłam. Dopiero noc zmywa jednodniową klątwę.


czwartek, 6 października 2011

Sztingo dingo

Z okazji 60. urodzin Stinga życzę mu, żeby więcej nie nagrywał the best of the best of the best. Słucham właśnie mojej ulubionej płyty The Police - Synchronicity. To niesamowite jak utwory słuchane kiedyś namiętnie, ale niesłyszane przez kilka lat mogą przywołać emocje, które się wtedy odczuwało.
z całą pewnością dalej nie mogę się nadziwić skąd wziął się pomysł na tę chyba najgorszą i najdziwniejszą piosenkę którą śpiewał Sting swymi ustami ułożonymi w kształt odkurzacza:





oto i ona - Miss Gradenko :>

środa, 5 października 2011

pyk

 Na dobry początek chciałabym zapoznać Was z jednym z moich hobby - przebieraniem zwierząt domowych. Z tego względu, że na mojego psa żadne ubrania się nie mieszczą, a przede wszystkim nie chciałabym go zamęczać, swoje potrzeby stylizacyjne przelewam na materię nieożywioną. Dzisiaj dwie stylizacje

1. Know how - zimowy wieczór z komedią romantyczną:

2. must have - boyfriend's trousers:

dobranoc!