niedziela, 23 października 2011

grzańce połamańce

ostatnio przychodzę w gości, a raczej w gościa, albo gościówę (tzn ja byłam gościówą u gościa)
a tu grzane wińsko

to jest to, co chyba każdy lubi w sezonie jesienno-zimowym, chociaż w okolicach marca goździki i pomarańcze wychodzą już uszami i paszkami.

wyszłam dziś z domu w kozidrakach, czyli moich jasnych butach Beti Kozidrak style, których nabycia nie mogę sobie wybaczyć.
Na poniższym zdjęciu porównanie nogi w normalnym bucie z nogą w kozidraku. Obie nogi nie moje, a Unduli.


Za każdym razem kiedy je zakładam, wmawiam sobie, że nie są takie złe. Ale potem przychodzę do pracy, otwieram szafę i widzę w lustrze jakąś inną osobę. Wydaje mi się wtedy, że mam na imię Roxana, Renata, albo Eryka.

3 komentarze:

  1. Każdy wie, albo przynajmniej dowiedzieć się powinien, że najlepsze na jesienną deprechę i pierwsze zaniki odporności są:
    a) dobre towarzystwo;
    b) domowy grzaniec z odrobiną witaminy C.
    A nie jakieś podgrzewane w mikrofali badziewie z okołorynkowych klubów, bo to akurat powinno być zakazane jakąś ustawą i karane obowiązkowymi batami pod pręgierzem w niedzielne południe ;)

    A co do kozidraków... Nie są złe, przesadzasz :) Owszem niekiedy nie pasują, ale do niektórych stylizacji są jak znalazł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kozidraki kocham i szanuję.
    Undul

    OdpowiedzUsuń